Pojęcie MERYTOKRACJI upowszechniło się w Europie pod koniec lat ’50. Trochę w kontrze do dziedzicznej arystokracji, do nepotyzmu, do oligarchii.
Merytokracja odnosi się do porządku społecznego, ale można ją też odnieść do ustroju w organizacjach.
Czy można coś zarzucić idei, która głosi, że społeczności powinny się rozwijać w oparciu o kompetencje jej członków, a nie o powiązania, pokrewieństwo czy majątek?
Często spotykany zarzut wobec demokracji jest taki, że taki sam wpływ na decyzje w społeczności ma niebieski ptak uchylający się od pracy jak ciężko pracujący inżynier albo profesor uniwersytetu. Merytokracja jest od tego wolna – to właściwie idealny model wewnętrznej organizacji przedsiębiorstw.
Miałem szczęście pracować w takich organizacjach i rozmawiam o tym z Witold Kulczycki.
Jednakże wszystko, co jest wymyślone przez ludzi, przez ludzi może zostać wypaczone.
Merytokracja, która wykorzeniła korupcję w Singapurze i przez kilkadziesiąt lat przyniosła rozwój i dobrobyt, po jakimś czasie zaczęła być motorem segregacji i rozwarstwienia społeczności.
Merytokracja lansowana przez długie lata w Wielkiej Brytanii doprowadziła do ogromnych nierówności w wynagrodzeniach. Osoby kierujące londyńskimi bankami mają niebotyczne wynagrodzenia, dla których trudno znaleźć merytoryczne uzasadnienie i co stało się przyczyną głębokiej krytyki merytokracji.